15 października 2015

Love or Hate?

Ostatnio w grupie 'fejsbukowej' Polek w Luksemburgu, do której zapisałam się zaraz po przyjeździe tutaj, wywiązała się ciekawa dyskusja. Otóż, dziewczyny, które w Luksemburgu nie potrafią albo nie potrafiły się znaleźć polemizowały z tymi, które w Luksemburgu są zakochane (nie jestem pewna czy to nie jest zbyt silne określenie). Oczywiście odezwało się również kilka osób takich 'po środku' - lubiły albo nie, ale potrafiły zaakceptować kraj, w którym przyszło im mieszkać.

Czytając wypowiedzi koleżanek, ich wątpliwości i powody do niezadowolenia zaczęłam sama intensywnie analizować swoje odczucia względem wspomnianych niedogodności. Oto one:

1. Miasto jest za małe. Nie dla mnie. Ja jestem zachwycona, że już po niespełna 7. miesiącach czuję się tu jak u siebie ;). Nie znam miasta na wylot. Do wielu dzielnic nawet jeszcze nie dotarłam, ale już orientuję się co i gdzie mogę znaleźć. Ja nazywam Luksemburg 'miastem do ogarnięcia' ;). Kto wie, może za rok, dwa czy trzy stwierdzę, że jednak jest za małe i dołączę do grona niezadowolonych. Na chwilę obecną jest jednak dobrze :).
Poza tym trzeba pamiętać, że z Luksemburga jest rzut beretem do Niemiec, Belgii czy Francji. Jak już poznamy dobrze luksemburskie zakątki to pewnie zaczniemy wypuszczać się dalej.

2. Nuda - tu nic się nie dzieje. Tego akurat nie potrafię zrozumieć. W moim odczuciu tutaj ciągle coś się dzieje. A to 'Lato w mieście' z różnymi atrakcjami, a to Schueberfouer, a to CinEast, a to gminy organizują jakieś festyny i festiwale. Nie wspomnę już o kinie, filharmonii czy muzeach no i pięknych parkach. Na początek listopada jest już zaplanowane spotkanie Polek, a 21 listopada chciałabym się wybrać na hinduski festiwal Deewali. Jak już będziemy szczęśliwymi posiadaczami samochodu to pojedziemy na zbieranie jabłek, grzybów, na święto orzecha do Vianden. Latem można się wybrać na odkryte baseny w wielu lokalizacjach. Wszystko w zasięgu ręki.

3. Jak już się coś dzieje, to trzeba się doszukiwać informacji na ten temat samemu. Ja, odkąd pamiętam, zawsze musiałam sama szukać informacji na temat imprez okolicznościowych. Ani w Irlandii, ani w Kanadzie nie dostawaliśmy specjalnych informacji o wydarzeniach w okolicy. Jak mieliśmy ochotę pojechać na przed-Wielkanocne szukanie pisanek, to sama grzebałam w internecie szukając informacji o tym, gdzie można by się wybrać. Tak samo było z wyprawą na farmę po dynię na Halloween. Teraz jest podobnie, choć trudniej, bo nie znam tutejszych języków urzędowych (jeszcze ;)).
Dzięki takim źródłom jak Luxembourg Wort, City Savvy Luxembourg, czy też AngloInfo, jestem w stanie całkiem dobrze zapełnić nasz kalendarz. Atrakcji dla córci szukam zaś głównie na What's on for Kids

4. Kluby nocne, gdzie krzywo patrzą na laski bez szpilek i w jeansach. Nie wiem, nie mam doświadczeń w tym obszarze i chyba ;) ten etap jest już za mną. Niemniej, gdybym jeszcze do takich przybytków zaglądała, na pewno mocno by mnie to drażniło.

5. Restauracje otwarte tylko w porze obiadowej (12-14) i później wieczorem (18-23). Trudno mi się do tego jednoznacznie ustosunkować, bo niezbyt często wychodzimy na obiady poza domem. Jak już jednak wybraliśmy się na miasto, to zawsze jedliśmy o tej porze, o której akurat mieliśmy ochotę. Szczerze mówiąc, to nawet nie zauważyłam, że restauracje nie są otwarte przez cały dzień. Może dlatego, że zawsze były to wyjścia w weekend, a w weekendy więcej miejsc otwartych jest od rana do wieczora, a może dlatego, że obiady jadamy w porze lunchowej, tak koło 13.,? W każdym bądź razie jak do tej pory mi to nie przeszkadzało. 

Nie jest to kompletna lista punktów, a tylko te które zapamiętałam. Próbując ustosunkować się do przytoczonych wyżej wypowiedzi, zaczęłam zastanawiać się nad tym, co ja w Luksemburgu lubię, a co jest mi trudno zaakceptować, albo czego mi brakuje. I tak powstała lista 'Blaski i Cienie Luksemburga'. Pojawi się ona jednak w kolejnym wpisie, bo już czuję jak zaczynacie przysypiać nad moimi wypocinami ;).


Czytaj dalej »

12 października 2015

Wielkie małe sukcesy!


Dzisiaj czuję się jak dziecko na powyższym obrazku i nie mogłam się z Wami tym nie podzielić! Pewnie stwierdzicie, że postradałam zmysły, kiedy dowiecie się o co chodzi. Mimo to piszę, bo jestem z siebie niezmiernie DUMNA :D.

A więc o co chodzi?

Dzisiaj, jak co tydzień w poniedziałek, miałam kolejne zajęcia z francuskiego (o rozpoczęciu zajęć wspomniałam w poprzednim wpisie). Lekcje koncentrują się na razie głównie wokół przedstawiania siebie i poznawania podstawowych słów francuskich. Jest ok, ale trochę brakuje mi jakiejś listy słówek pytających, czasowników regularnych czy czegoś innego w tym stylu (musicie wiedzieć, że kocham wszelkie tabelki, listy czy podsumowania). W każdym bądź razie, po powtórzeniu (po raz kolejny) tego co przerobiliśmy do tej pory, Pani poprosiła o otwarcie książek. Na co ja:

- Quelle page [kel paż]? - pytam

czyli

- Która strona?

Pani spojrzała na mnie z nieskrywanym zachwytem:

- Page huit. [paż łit] - odpowiedziała

czyli

- Strona ósma.

tylko tyle?!, zapytacie. Otóż dla mnie to tyle. Musicie bowiem wiedzieć, że pytanie to nie zostało nam wcześniej przedstawione i było w 100% mojego autorstwa ;).

To jeszcze nie wszystko. Ośmielona sytuacja w klasie, postanowiłam dzisiaj nie kupować salami z działu z pakowanymi wędlinami, jak to miałam w zwyczaju do tej pory (no bo jak dogadać się z mówiąca wyłącznie po francusku ekspedientką?), a podejść do  stoiska z wędlinami. I wiecie co? Udało się! Pani mnie zrozumiała, a ja ją! Tym sposobem, po krótkiej wymianie zdań:

- Je vais prendre cents grammes salami au poivre et cents grammes salami au parmesan.
- C'est tout?
- Oui, voilà tout.

wyszłam ze sklepu z 200g salami!


Czytaj dalej »